„Mamo, dasz radę” D. Smoleń


 

56bccf94cef90
Źródło: pixabay.com/pl/

„Mamo, dasz radę” – powtarzam sobie nieomal codziennie od… od… nooo, od czasów zanim jeszcze sięgnęłam po lekturę Doroty Smoleń. Lekturę obowiązkową, gdy czujesz, że cugle macierzyństwa coraz mocniej wymykają się z Twoich spracowanych dłoni, a pod czaszką kipi bulion pod nazwą „zaraz oszaleję”. Wrzuć na luz – czyli przejedź się po stronach wspomnianej knigi: z pewnością zrobi Ci to dobrze.

Na okładce promienna kobitka z gracją i olśniewającą wręcz zaradnością frywolnie żongluje obowiązkami i przyjemnościami. Początkowo pomyślałam: „yhy, akurat”, lecz już na samym wstępie literackiej włóczęgi zaczęłam nasiąkać dziwnym przekonaniem, że to naprawdę „da się zrobić, trzeba tylko trochę sprytu, morza cierpliwości i ogromu chęci. Bardzo przydaje się świadomość, że jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo popełniać błędy i się mylić.” (D. Smoleń) I to – bynajmniej – nie są bajki dla głodnych dzieci, ale czytelne, jasne, proste i klarowne wskazówki dla zbłąkanych rodziców.

Ja czułam się „zbłąkana”. I czułam, że im dłużej będę błądziła w tej mgle, tym bliżej mi będzie do klapnięcia zadkiem na łatkę „obłąkana”. Dzięki niebiosom i wydawnictwu Pestka na nic nie klapnęłam, za to otworzyły mi się klapki na oczach. Że mój – pożal się Boże – tak zwany perfekcjonizm wywiódł mnie na takie manowce macierzyństwa, że… Zresztą po co o tym gadać, najważniejsze, iż łyknęłam już pigułę rodzicielskiego abecadła. Nie wiem, czy dzięki niej jestem na tej właściwej drodze, ale wiem, że ścieżka, którą teraz zmierzam przynosi mi wiele satysfakcji, spełnienia i pisków uciechy. Bo czy to faktycznie takie ważne, by ciągnąć za sobą tren idealizmu? Koszula wszakże bliższa ciału… Z chęcia wskakuję w tę podomkę i baraszkuję z dziatwą – dzieciństwo tak krótko trwa, iż szkoda marnować choćby chwili… A jeśli masz ochotę poleniuchować, to też otrzep się w wyrzutów sumienia – życie trwa tak krótko, że szkoda plamić je rozlanymi żalami.

Wracając jednak do tematu… Czy po lekturze Doroty Smoleń czuję się mądrzejsza? Nie, autorka bowiem nie pyszni się jak paw, ale rozmawia jak kura z kurą (czy domową, to już sprawa drugorzędna). Czy czuję się spokojniejsza? Tak, bowiem wiem teraz, że „nie tylko ja tak mam” (i tutaj każda z nas wstawia jakiegoś swojego gryzaka ciała czy duszy). Już pierwsze zdanie sprawiło, iż zapałałam niezwykłą sympatią do osoby, która odczuwa podobnie jak ja, a do tego ubiera to w ładne, zgrabne i jakże proste słowa: „Macierzyństwo to największa przygoda mojego życia i najlepsze, co mnie w życiu spotkało. (…) Ale jednocześnie to największe wyzwanie i największy trud, jaki zdarzyło mi się podjąć. To ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny, z którego nie zdaje sobie sprawy nikt, kto tego nie doświadczył. To piorunująca mieszanka skrajnych uczuć i emocji, niewyobrażalna ilość lęków i obaw, od których ciężko się uwolnić. To nieporównywalna z niczym odpowiedzialność” (D. Smoleń) Wszystko to prawda; sama z niejednego pieca chleb jadłam, niejedno w życiu robiłam, ale zawód „mama na pełnym etacie” to najtrudniejsza rola, jaką podjęłam, a wynagrodzenie zań określić można jako „bezcenne”. I powiem prawdę: nie wiem czy posiadając wcześniej całą tę wiedzę, którą posiadam teraz zdecydowałabym się – ŚWIADOMIE – na zamieszkanie na tej planecie, kompilującej jednocześnie fragmenty małego nieba i małego piekła.

Co mnie uderzyło podczas przechadzki po kolejnych wersach? Jak bardzo podobne są dylematy zupełnie odległych sobie rodzin i jak niezwykle porównywalnie przebiegają fazy rozwojowe zupełnie odległych sobie dzieci. Właściwie pod większością tekstu mogłabym się śmiało podpisać. Nie czynię tego jedynie z obawy oskarżenia mnie o plagiat – a kolejne kłopoty to naprawdę nie są mi już potrzebne 😉
Mną też targają ambiwalentne uczucia. Zadziwiają mnie skrajne osobowości braci jednej krwi, zrodzonych z jednego nasienia. Podziwiam jak moi synowie doskonale się razem bawią… i biją. Jest mi wstyd na wspomnienie tego, jak bardzo czasem – ja, dorosła – nie radzę sobie ze swoimi emocjami. Doceniam rangę pielęgnacji relacji i moc nieformalnych grup wsparcia (niezbędna higiena ciała i ducha). Gdybym tylko wcześniej wiedziała, że „nie da się zaspokoić jednocześnie potrzeb obojga dzieci” – eh, wielu frustracji bym sobie oszczędziła… Również karmię swoje fobie, lęki, strachy, obawy, obsesje, choć mam świadomość, że to – kolokwialnie mówiąc – głupie… Niby mamy swoje własne rytuały – a jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przy pożegnaniu przedszkolnym ktoś nas podejrzał a potem opisał (i niezwykle mnie to rozczuliło) 😉 I ja także czuję się szczęśliwa mimo… (tutaj też każda z nas mogłaby wstawić łeb jakiejś osobistej hydry). I dochodzę do konkluzji, że im bardziej się staram, tym mocniej ogarnia mnie przekonanie, iż dzieci w pełni zadowala „spokojne, nudne, zwyczajne życie”. Mogłabym tak długo…

Wszystko tu jest idealne, na swoim miejscu, choć zachęca do zerwania z pragnieniem wspięcia się na szklaną górę z zatkniętą flagą „idealna”. Brak tu nadęcia, napompowania, za to wszędzie porozsypywane są perełki poczucia humoru. Synowie co chwila pytali: „mamusiu, co cię tak rozweseliło?” Ano bez przerwy potykałam się o jakiś radosny kamyczek; nie uwierał w bucie, tylko puszczałam nim kaczki. Bo właściwie czy jest coś skuteczniejszego na przepędzenie marsa z twarzy(czki) niż łaskotki?

A już praktyczne porady, żywcem wyciągnięte z własnego domostwa – nieocenione. Za to docenione. Niektóre oblepione nieco „przekupstwem, szantażem i bajerem”, ale która z nas nie splamiła się kiedyś takimi praktykami – może „niegodnymi i hańbiącymi”, za to… cóż – nie okłamujmy się – „przydatnymi”. Zanim odkryjemy własne „kody rozbrajające bombę”, czasem warto podeprzeć się sprawdzonymi patentami i działającymi trikami bardziej zaprawionych w bojach matek.

Polecam również genialne zestawienie „matka idealna kontra matka prawdziwa”. Jest takie znajome i takie… prawdziwe. Obala mity, stereotypy i zachęca do pójścia własną drogą, po prostu.

I jako, że moja recenzja straszy objętością dużo mocniej niż pozycja właściwa (czyt.: recenzowana), to już króciuko… Nauki, które zeń wyniosłam…
1. „Mądrość macierzyństwa polega na świadomej rezygnacji z niektórych rzeczy.” (D. Smoleń) To tak jakoś w osiemdziesięciu procentach, pozostałe dwadzieścia zostawmy na dobrą organizację.
2. Ustal priorytety i wartości nadrzędne, choćby to miało być zwykłe „czerpanie przyjemności”: bajki na dobranoc? Nic się nie stanie, gdy czasem zastąpi cię Piotr Fronczewski. Wspólne gotowanie? Czasem wystarczą kanapki. Wyprawa w nieznane? Hmm, a może być nieznane dotąd podwórko za rogiem? Najważniejsze to czuć się dobrze razem…

Mam na lodówce kilka cytatów z książki. A obok kolorowankę – i cóż, że powyjeżdżaną trochę kredkami za linie? Nikt nie jest idealny. Nawet ja 😉 A już na pewno nie dzieci.

2 myśli w temacie “„Mamo, dasz radę” D. Smoleń

Dodaj komentarz