Była ciepła, cicha, sierpniowa noc. Mamusia, tatuś i dziadkowie dawno już spali. Alex, młodszy braciszek Bianki, również gościł już w krainie sennych marzeń. Nawet Tedi, pocieszny kundelek, pomrukiwał cichutko przez sen (ciekawe, co też może śnić się takim pieskom?). Tylko dziewczynka nie mogła zasnąć. Przewracała się niecierpliwie z boku na bok i próbowała w myślach liczyć owieczki. Kiedyś słyszała, że to pomaga ponoć na bezsenność. Niestety, w tym przypadku jakoś nie zadziałało.
Nie wiadomo kiedy skaczące owieczki w myślach Bianeczki przemieniać poczęły się w migocące, spadające w okamgnieniu gwiazdeczki. Jedna gwiazdka, druga, trzecia… No tak, przecież dzisiaj noc spadających gwiazd! Bianka tak bardzo chciała obejrzeć malowniczy spektakl, zwany „deszczem Perseidów”! Tym bardziej, że od pewnego czasu zauważyła coś osobliwego. Dałaby sobie rękę uciąć, że każdego wieczoru na niebie ubywa gwiazd. Obserwuje niebo już od dłuższego czasu i jest pewna, że każdej nocy – na firmamencie niebieskim – migoce ich coraz mniej. Jak babcię kocham!
Szybciutko wyskoczyła z łóżka, ubrała na nogi kapcie i cichutko podeszła do okna. Wcześniej wyciągnęła z kącika lunetę i podstawiła ją tak, by mieć jak najlepszą widoczność.
Na szczęście niebo było czyściutkie, bez jednego obłoczka, dzięki czemu nie musiała długo czekać na roje spadających Perseidów. Ależ to było fascynujące! Malutkie światełka rozbłyskiwały i gasły, przemieszczając się z ogromną prędkością.
Nagle Bianka zadarła głowę wyżej. Zauważyła coś, co ją zaciekawiło. Było to światełko dużo wyraźniejsze od spadających Perseidów, a do tego poruszające się sporo wolniej. No i – co najdziwniejsze – ciągnęła się za nim kolorowa łuna. Cóż to może być?
Jaskrawy punkcik lśnił wszystkimi kolorami tęczy i powoli, łagodnie opadał na Ziemię. Bianeczka przetarła oczy ze zdumienia, albowiem to coś ewidentnie zaczęło kierować się w jej stronę. A jakże! Jest już coraz bliżej… Uwaga, zaraz zahaczy o drzewo! Ufff, udało się.
Mrugająca przyjaźnie kuleczka wylądowała tuż na pasku zieleni widocznym z jej okien. Po chwili pociesznie zawirowała i zaczęła rosnąć. – O rety, co się dzieje? – dziewczynka była wyraźnie zdezorientowana. Nagle, ku jej jeszcze większemu zaskoczeniu, kula otworzyła się i z jej wnętrza wytoczyły się na trawę trzy dziwne postaci. Jedna z nich wzięła coś błyszczącego do ręki i leciutko popchnęła to w stronę okna, przy którym stała osłupiała Bianka.
– Ej, co Ty wyprawiasz! Zaraz wybijesz szybę, to niebezpieczne! – chciała krzyknąć dziewczynka, ale zamiast tego z jej ust wydobył się tylko cichy szept. Może to i nawet lepiej, przecież jest noc i mogłaby zbudzić pozostałych domowników. Jedynie czujny Tedi uniósł lekko łebek i nastroszył uszka. Zaczął nimi ciekawsko strzyc.
– Ciiiiii… – Bianka przytknęła palec do ust. Wiedziała, że Tedi to mały rozrabiaka i gotów jest narobić hałasu. Czego jak czego, ale rabanu w samym środku nocy nie potrzebowali.
Dziewczę prędziutko ściągnęło pidżamkę i narzuciło na siebie ulubioną sukieneczkę. Kapcie zamienione zostały na sandałki i Bianka – na paluszkach, cichuteńko – podeszła do drzwi. Należałoby w tym miejscu dodać, że był to nie lada wyczyn, albowiem wszystkie podłogi na piętrze, gdzie mieści się pokój Bianeczki, skrzypią niemiłosiernie. Aby więc zejść po schodach bezgłośnie, i nie postawić przy tym na nogi całego domu, trzeba być nie lada spryciarą.
Przez chwilę jeszcze się wahała, przecież nie wolno wychodzić z domu w środku nocy, to bardzo niebezpieczne, na pewno mamusia i tatuś się zdenerwują! Cóż, drugi raz coś uderzyło w okno. Jak nie powie tym stworkom, żeby natychmiast przestały, to gotowe są wybić szybę.
Przekręciła klucz w drzwiach i bezszelestnie wyszła z domu. Trzy przedziwne postacie już stały pod drzwiami. Na pewno bardzo ciekawi jesteście, jak wyglądały, ale z opowiedzeniem Wam tego będzie problem. Jaki mianowicie? Otóż – wiem, że trudno Wam będzie w to uwierzyć, ale bajki to właśnie mają do siebie, że wcale, ale to wcale nie muszą być wiarygodne – sylwetki owych trzech postaci wciąż się zmieniały. Raz wyglądały tak…, by za chwilę wyglądać już zupełnie inaczej. Kiedy mam szczery zamiar opisać Wam ich wygląd, one są już zupełnie kimś innym niż przed momentem. Słowo honoru, że nie zmyślam! Zresztą spytajcie Bianki, ona może potwierdzić to, co mówię. Sama to zauważyła. Przez krótki czas ją to rozpraszało, po minucie jednak zapanowała nad tym i w niczym jej to już nie przeszkadzało.
– Kim jesteście? – zapytała zaciekawiona, jednocześnie czujnie przypatrując się przybyszom i lustrując ich od stóp (o ile w danej postaci w ogóle je miały) po głowy (czasami miały jedną, czasami dwie, trzy, a chwilami… żadnej – gotowi jesteście dać wiarę?).
– (@#$%^&*/’\|-) – padła cicha odpowiedź.
– Ojej, nic nie rozumiem – odrzekła Bianka – Spróbujcie jeszcze raz.
– (@#$%^&*/’\|-) – powtórzyły tajemnicze stworzenia, przybyłe chyba z jakiejś odległej planety. W tej chwili, niestety, nie jesteśmy w stanie tego jednoznacznie stwierdzić, gdyż – jak sami widzicie – komunikacja z nimi nie należy do najłatwiejszych. A szkoda, bo przecież o wiele przyjemniej jest, gdy możemy z kimś porozmawiać, zamiast domyślać się, co też ma on nam do powiedzenia.
To nic. Bianka nie należała do osób, które łatwo się poddają. Była bardzo mądrą dziewczynką, więc szybciutko przeanalizowała możliwe rozwiązania: albo nauczy się ich języka, albo ich nauczy swojej mowy, albo też wspólnie wypracują jakiś sposób porozumiewania się. Póki co, postanowiła bacznie się przyglądać i jakoś intuicyjnie zrozumieć ich intencje. Miała nadzieję, że przybyli tu w pokojowych celach.
Jako że w dalszym ciągu nie wiemy, jak skutecznie porozumieć się z tymi trzema zagadkowymi ludkami, jakoś musimy ich nazwać dla potrzeb dalszego czytania tej książeczki. Wtedy łatwiej nam będzie wędrować stronicami tego opowiadania. Ustalmy więc – a właściwie załóżmy – że owi przybysze przylecieli do B. z… kosmosu. Jestem pewna, że właśnie chcecie zapytać: – Czyżby to byli prawdziwi kosmici? Nie pozostaje mi odpowiedzieć nic innego jak tylko: – Owszem, skoro przybyli z kosmosu, są kosmitami. Można też nazywać ich obcymi, jak kto woli. Być może oglądaliście kiedyś jakieś bajki czy filmy z obcymi. Z niektórych wynika, że nie zawsze są oni przyjaźnie nastawieni. Daję Wam jednak słowo, że w tym wypadku nie macie się czego obawiać. Nasi kosmici są mili, sympatyczni i serdeczni. Ba, powiem Wam więcej: oni są bardzo zabawni!
Na przykład po tym, jak Bianka pomyślała, że skoro nie może porozumieć się z nimi słowami, więc może na gesty wyjdzie im lepiej – zaczęła próbować rękoma sklecić jakieś zrozumiałe znaki. Nasi bohaterowie zaczęli ją naśladować. A że – jak pamiętacie – co jakiś czas ich wygląd ewoluował, wychodziły z tego przezabawne sytuacje. W trakcie jednoczesnego przeobrażania się i wymachiwania kończynami, ich ręce, macki, rozmaite witki, trąby i kikuty, plątały się i mieszały – co wywoływało salwy uśmiechu ze strony dziewczynki.
Albo też chwila, w której Aj, Bej i Cej (jak ich nazwała Bianka) zorientowali się, że na Ziemi działa dziwna siła, zwana grawitacją. Z pewnością na ich planecie tego nie znano, bowiem każdy krok sprawiał im nie lada trudność. Gdybyście tylko widzieli ich skonsternowane miny! Co też oni wyprawiali! Bianka miała wręcz ochotę zrywać boki ze śmiechu, ale że była bardzo dobrze wychowaną panienką, nie uczyniła tego, żeby ich nie zawstydzić i nie zakłopotać. Pokazała im, jak należy stawiać kroki, by udało się nogę raz odrywać od podłoża, a raz nań układać, unosić i stąpać, naprzemiennie. Udało się ich nauczyć tej niełatwej sztuki i potem już poszło jak z płatka.
Ale zaraz, zaraz, bo my sobie tu gawędzimy, a przecież nasi koledzy z kosmosu przybyli tu zapewne w jakimś celu, z jakąś szalenie ważną misją. Wróćmy zatem do chwili, gdy Bianka stała z nimi przed drzwiami i próbowała nawiązać konwersację.
– Hmm, jak mogę się z nimi porozumieć? – zastanawiała się rezolutnie.
W tej samej chwili Aj (którego Bianka nazwała tak z tego powodu, że ciągle wiercił się i pochrząkiwał, wydając przy tym właśnie piskliwe odgłosy aj-aj-aj) skinął zapraszająco głową, wskazując na kulę, będącą najprawdziwszym w świecie statkiem kosmicznym.
Panienka znów przez moment się zawahała (jak wtedy, przed wyjściem z domu), ale pokusa ujrzenia wnętrza pojazdu zwanego potocznie UFO wydawała się silniejsza.
– Mamusia zawsze powtarza, że nie należy oddalać się z obcymi, a tym bardziej wsiadać z nimi do nieznanego nam pojazdu. Ale przecież mówiła wtedy o obcych dorosłych – gatunku ludzkiego, a nie o obcych – kosmitach. O rety, co mam począć?! – głowiła się, bijąc się jednocześnie z myślami.
Aj, Bej i Cej jak na zawołanie zrobili tak pocieszne miny, że nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że ich zamiary są dobre i przyjazne. Na dodatek zaczęli gorączkowo pokazywać coś swoimi fikuśnymi kończynami, jakby bardzo, ale to bardzo starali się przekazać jakąś niezwykle istotną wiadomość.
Bianka postanowiła zaryzykować. Była niemal pewna, że potrzebują oni pomocy. A rodzice uczyli ją, że pomaganie innym to przecież chwalebne uczynki. Czuła, że nie ma czasu na budzenie ich i pytanie o przyzwolenie, podjęła więc samodzielną decyzję, że wsiądzie z kosmitami na pokład statku. Później jakoś wytłumaczy to wszystko swoim najbliższym.
Onieśmielonym krokiem wstąpiła na podest, który okazał się ruchomymi schodami i zamknął się tuż po wejściu ostatniego członka załogi.
W środku było miło i przytulnie. Najbardziej rzucającym się w oczy elementem była cała masa elektroniki. Wszędzie świeciły się kolorowe diody, na rozmaitych – mniejszych i większych – monitorach pojawiały się międzygalaktyczne obrazy przeplatane zaśnieżeniami, a z głośników dochodziły jakieś dziwne odgłosy. W pierwszej chwili dziewczynka poczuła się niepewnie, lekko zagubiona i zakłopotana, po chwili jednak uczucie to odeszło w cień. Okazało się bowiem, że z tych wszystkich szumów, szmerów i nieartykułowanych dźwięków powoli, powoli jest w stanie wyłowić pojedyncze słowa. Mało tego, te słowa po kolejnych paru chwilach zaczęły układać się w pełne zdania. Wszystko, co słyszała zaczęło mieć sens i logikę.
Uśmiechnęła się pogodnie do trójki nowych znajomych. I wtedy stała się rzecz niesłychana. Ufoludki przemówiły, a Bianka – już bez najmniejszych trudności – w mig pojęła, o co im chodzi. Wszyscy byli niezmiernie szczęśliwi!
– Cześć. Zacznijmy więc jeszcze raz. Jak macie na imię i kim jesteście? – zapytała, zachęcona niedawnym sukcesem.
– Cześć. Na planecie z której przybywamy nie ma imion, chociaż wiemy, że Wy, Ziemianie, je sobie nadajecie. Od dłuższego już czasu obserwujemy Ziemię, szukając sprzymierzeńców. Widzieliśmy, jak pilnie słuchasz na lekcjach, gdy uczycie się o kosmosie, więc pomyśleliśmy, że spróbujemy odnaleźć Cię, poznać i opowiedzieć Ci o naszym problemie. Wierzymy, że będziesz w stanie nam pomóc! Jak w ogóle masz na imię?
– Cześć, jestem Bianka. Bardzo mi miło.
– Pianka? Mmm, uwielbiam pianki. Są takie… takie SŁODKIE!
– Nie, nie żadna pianka, tylko Bianka, przez be na początku. Ale moi rodzice też powtarzają, że jestem słodka – dziewczynka lekko się zarumieniła.
– Ojej, umiesz zmieniać kolory! – pąsy na twarzyczce Bianki zaciekawiły kosmitów – Ależ Wy, Ziemianie, macie dużo talentów i umiejętności.
– Jak to się stało, że teraz Was rozumiem, a przed domem było to niemożliwe?
– Otóż, widzisz, czasami bywa tak, że kiedy jesteśmy skrępowani, wstydzimy się, nie czujemy się pewnie, obawiamy się czegoś, wtedy nasza mowa staje się niewyraźna. Tak było z nami. Nadawaliśmy wtedy na innych częstotliwościach. Po chwili jednak zrozumieliśmy, że zupełnie niepotrzebnie, przecież nie czyhało na nas żadne zagrożenie. Najczęściej zdarza się tak, że owo „zagrożenie” siedzi tak naprawdę w naszych głowach. To my budujemy taki niewidzialny mur, którym odgradzamy się od innych. I tylko my sami możemy ten mur rozebrać, nikt inny nie ma takiej władzy. Rozebraliśmy go, bo widzieliśmy, jak bardzo starasz się z nami skomunikować… Dziękujemy, że nie zrezygnowałaś tak łatwo.
– Nie ma za co. My, Ziemianie, też budujemy czasami taki niewidzialny mur, zwłaszcza kiedy czegoś się wstydzimy albo obawiamy. Mówimy wtedy cichutko, prawie szeptem. Dobrze, że Was poznałam i wiem już, że można inaczej. Ziemianie mogą się jednak sporo nauczyć od innych cywilizacji.
I wszyscy naraz wybuchnęli radosnym śmiechem.
– No dobra, ale my tu gadu-gadu, a zaraz wszystkie gwiazdy zgasną na niebie! – pierwszy oprzytomniał Bej.
– Jak to? Czyli wcale mi się nie wydawało? – Bianka aż podskoczyła z wrażenia.
– Nie, nie wydawało Ci się. Jesteś bystra, rezolutna i spostrzegawcza! – dodał Cej.
– A czemu one gasną? Z jakiego powodu? – spytała zaintrygowana Bianka.
– W przestrzeni międzygalaktycznej grasuje szajka kosmopiratów. Jak zapewne wiesz, gwiazdy są ciałami niebieskimi, zbudowanymi z mieszaniny gazów. Mają one bardzo wysoką temperaturę, dzięki czemu świecą. Kosmopiraci wygaszają gwiazdy, a pozostały z nich gaz wykorzystują jako napęd w swoich piratokosmodronach. Jak ich nie powstrzymamy, niedługo żadna gwiazda nie ostanie się na niebie. Co wówczas będzie oświetlało naszą Galaktykę?
– No to na co jeszcze czekamy? Nie ma chwili do stracenia! – Bianka lubi stawać na wysokości zadania – W drogę! – zakomenderowała, przejmując dowodzenie.
– Zatem: w drogę – Cej podszedł do tablicy rozdzielczej i nacisnął kilka pstryczków.
Ruszyli z prędkością światła. Już po chwili przekroczyli orbitę okołoziemską. Bianka zachwycona była widokiem rozpościerającym się wokół. Nie mogła jednak cieszyć się nim zbyt długo, bowiem już po chwili Bej szepnął: – Są, to oni!
– Co robimy?! Musimy ich powstrzymać! Tylko jak?! – dało się słyszeć podniesione głosy.
– Zaraz, zaraz, a próbowaliście w ogóle z nimi porozmawiać? – zapytała skupiona Bianka.
– Yyyyy… Właściwie to nie – przyznali ludkowie ze skruszonymi minami.
– Dlaczego? Przecież to najprostsze rozwiązanie! – odparła, jakże mądrze, siedmiolatka.
– Przecież nawet nie będą nas chcieli wysłuchać! – obruszył się Aj.
– Skąd wiesz, skoro nawet nie próbowaliście – skwitowała błyskotliwie panienka.
– Racja. Spróbujmy. Może Ty? – trzy pary oczu z nadzieją wpatrywały się w dziewczynkę.
– Dobrze, spróbuję – odrzekła po chwili namysłu.
Cej dał znak światłami, by piratokosmodron zaparkował nieopodal Drogi Mlecznej. Prawdę powiedziawszy, wszyscy mieli serca w gardłach. Przecież tak naprawdę, to nigdy nie wiadomo, czego można spodziewać się po piratach.
A już po kosmopiratach to w zupełności nie da się tego stwierdzić.
Statki zaparkowały bardzo blisko siebie i wypuściły specjalne podwoje, które utworzyły bezpieczny tunel powietrzny. Bianka cichutko przełknęła ślinę i pomyślała: raz kozie śmierć! Z podniesioną głową przeszła z jednego statku na drugi. Aj, Bej i Cej mocno trzymali kciuki za powodzenie całej kosmicznej misji ratunkowej.
Po kilkunastu minutach dziewczynka wróciła na pokład statku kosmicznego naszych trzech znajomych.
– I jak, i jak?! – kosmici otoczyli ją ciasnym wianuszkiem, domagając się, by zdała im jak najobszerniejszą relację z tego, co zaszło po drugiej stronie tunelu.
– Dobrze, w porządku. Można powiedzieć, że WSPÓLNIE ROZEBRALIŚMY NIEWIDZIALNY MUR . Kosmopiraci obiecali, że więcej już nie będą rabować ciał niebieskich. Dodatkowo dali słowo, że wszystkie wygaszone dotąd gwiazdy na nowo zapłoną na granatowym niebie. Zrozumieli że… aaaa – Bianka przeciągle ziewnęła, zwinęła się w kłębuszek i w mgnieniu oka zapadła w sen.
– Jupi! Ale co im powiedziałaś? Tak po prostu się zgodzili? – kosmici nie dawali za wygraną. Ale niczego nie mogli już się dowiedzieć, bo Bianeczka spała snem błogim i głębokim.
Musicie to zrozumieć. Było bardzo późno, a ona nie spała od dawna. Wkrótce się rozjaśni, dzień zapuka nieśmiało do sennych jeszcze okien… Musiała się zdrzemnąć, nie było innego wyjścia.
Szkoda, bo droga powrotna była naprawdę malownicza. Przelatywali obok wspaniałych i tajemniczych planet: Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza, Saturna, Uranu, Neptuna i Plutonu oraz obok najbliższej i najlepiej widocznej z Ziemi gwiazdy, jaką jest Słońce. Głowę daję, że Bianeczka byłaby rozanielona. Ale cóż, nic lepiej nie pokrzepia, jak energetyczny sen.
Z pewnością jesteście ciekawi, jak Biance udało się wynegocjować z kosmopiratami, by zaprzestali szkodliwych praktyk wygaszania gwiazd na niebie. To już jej słodka tajemnica. Jak będzie chciała, to sama ją zdradzi. Powiem tylko, że płaszczyzną porozumienia były… scooby-chrupki. Musicie bowiem wiedzieć, że kosmopiraci też są wielkimi miłośnikami przygód Tajemniczej Spółki, przemierzającej świat swoim Wehikułem Tajemnic.
Do jakich ustaleń doszło? Na jakie poszli kompromisy? Cóż, tajemnica to tajemnica…
Kiedy Bianka się obudziła, Słońce jaśniało już wysoko na firmamencie. Alex baraszkował pośród ulubionych zabawek, mamusia z tatusiem krzątali się w kuchni, dziadkowie wypoczywali, a Tedi leniwie przeciągał się na podłodze.
Dziewczynka leżała w łóżku, próbując pod powiekami zatrzymać gasnące obrazy. Aj, Bej, Cej, ich zmieniające się wizerunki, międzygalaktyczne piękno, kosmopiraci w piratokosmodronie, nauki, które pobrała dzisiejszej nocy. Czy to wszystko było tylko pełnym przygód snem?
– Bianeczko, a czemu Ty spałaś w sukieneczce? I czemu pod Twoim łóżkiem leżą sandałki zamiast kapci?
Zaraz, zaraz. Czyli to jednak nie był sen?
– Wrrr… – Tedi uniósł czujnie łebek i zastrzygł ciekawskimi uszami – Wrrrr – zawarczał przyjaźnie i zamerdał ogonem.
– Ciiii… – Bianeczka nakazała mu zachować dyskrecję. Opowie o wszystkim w stosownym czasie. Dorośli i tak zwykle nie dają wiary takim opowieściom.
Tedi trącił mokrym nosem nogę dziewczynki. Wtedy zauważyła kartkę papieru, leżącą tuż przy sandałkach. Schyliła się, wzięła zwitek do ręki, odwinęła i przeczytała:
„Dziękujemy za ocalenie gwiazd. Obiecujemy, że kiedy tylko narodzi się kolejna, nowa gwiazda, nazwiemy ją Twoim imieniem. Pielęgnuj swoje talenty i umiejętności (wiemy, że lubisz śpiewać i tańczyć). Może i Ty zostaniesz w przyszłości wspaniałą gwiazdą? Miej odwagę być sobą i rozmawiaj z innymi. Dialog to piękna sprawa, zwłaszcza, gdy istoty (ludzkie bądź nie) czują się dobrze w swoim towarzystwie. Nigdy nie zapomnimy, ile zrobiłaś dla nas i całej ludzkości. Możliwe, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Do zobaczenia”.
– Do zobaczenia – zaszeptała rozmarzona dziewczynka – Może i ocaliłam Wszechświat, ale też zrozumiałam bardzo ważną rzecz, że dialog to naprawdę niezwykła sprawa. Można burzyć niewidzialny mur. Umiem to już robić – rzekła i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– Co tam mówisz, skarbie? Powiedz troszkę wyraźniej – mamusia zajrzała właśnie do pokoju Bianeczki.
– A nic, mamusiu. Dzień dobry! Może obejrzymy wspólnie jakiś program o kosmosie? Albo chociaż bajkę Scooby-Doo?
– Dobrze, kochanie. Ale najpierw zjedz śniadanko – mamusia dałaby głowę, że dostrzegła w oczach córeczki jakieś figlarne… gwiazdeczki.
KONIEC
Zadanie dla Bianki:
Opowiedzieć rodzicom, w jaki sposób udało jej się przekonać kosmopiratów, aby oddali skradzione gwiazdy i by nie gasili kolejnych.
Dla Czytelników:
Jeśli chcecie wiedzieć, co spotkało Biankę w… Egipcie, kliknijcie tu: [KLIK]
Jedna myśl w temacie “Bianeczka i Kosmopiraci (bajka na zamówienie)”