Pionierzy Ziemi Trzebnickiej (1945 r.) – Fedorcowie


Kiedy tu przybyli, była jesień 1945 r. (październik lub listopad).

To był transport ze Lwowa i okolic, w którym tłoczyli się i którym toczyli się sześć tygodni. Nie wiedzieli dokąd jadą. Zatrzymali się w Radymnie, w Oświęcimiu mieli przesiadkę. Niewielu decydowało się wysiąść (po drodze) i związać swoje życie z przypadkowym miejscem.

Katarzyna Kasiak oraz Grzegorz Fedorec (ur. 1903) i Maria Fedorec (ur. 1904) wraz z trójką dzieci (Anną – ur. 1925, Stanisławą – ur. 1927, Ludwikiem – ur. 1929), z niewielkim dobytkiem, zapasami jedzenia, krową i stertą siana jechali dalej – aż skończyły się tory kolejowe. Stacja TRZEBNICA. Tym samym transportem przybyły m.in. rodziny: Pawlaczkowie, Kempowie, Tasowie, Łamaszowie, Lecykowie.

Ludzie niechętnie wysiadali, mieli opory, obawiali się, czy jest tu bezpiecznie (we Wrocławiu toczyły się bowiem jeszcze działania wojenne), czy jest tu „wystarczająco dużo Polaków”. Nie chcieli utknąć w „takiej dziurze”, pragnęli zawrócić. Nie pomogły zachęty pana starosty Bąka-Dzierżyńskiego, który osobiście pofatygował się na stację, by przywitać nowo przybyłych (ubrany na wpół wojskowo, z pistoletem zatkniętym za pasem). Dopiero deszcz przegonił ich z odkrytych wagonów.

Trzebnica nie wyglądała dobrze. Była zniszczona, spalona, zagruzowana. Kiedy udali się na mały rekonesans, ze stacji kolejowej aż na ulicę Milicką, na jej końcu „zaczepili” milicjanta, pytając: „przepraszam, gdzie tu jest miasto?”. Po czym usłyszeli odpowiedź: „państwo już przeszli za miasto”. Perspektywy nie były więc świetlane, ale nie było już też większego wyboru. Tutaj właśnie był koniec trasy, tory nie chciały poprowadzić w lepszą rzeczywistość.

Trzeba było „zacząć żyć”. Ludzie rozeszli się w poszukiwaniu domostw, w których mogliby zamieszkać. Na dawnej ulicy Wolności (dziś: Bochenka) stały kamienice oraz kioski. Skrzyżowanie Obrońców Pokoju z dawną Żymierskiego (dziś: św. Jadwigi) było zagruzowane, choć przy tej drugiej ulicy ostała się kawiarnia. Rozglądano się za miejscami, gdzie można by ulokować przywieziony ze sobą sprzęt rolniczy oraz trzodę chlewną – czy były komórki, obory, skrawek ziemi. Rodzina zajęła piętrowy dom przy ulicy Kwiatowej: Katarzyna Kasiak zamieszkała w izbie na górze, pokój na dole przypadł w udziale Fedorcom. Warunki nie były komfortowe (brakowało toalety), choć mieszkanie było częściowo wyposażone: było łóżko, stół, garnki. Brakujące sprzęty donosiło się z innych, niezamieszkanych jeszcze domów (np. przy ulicy Chrobrego, skąd wzięto krzesła, patelnię, pozostałe sprzęty kuchenne). Nie było prosto, ale bieda i konieczność potrafią wiele nauczyć.

Państwowy Urząd Repatriacyjny pomagał mieszkańcom w organizowaniu nowego życia; rozdawał również ciepłe posiłki. Nie było bezpiecznie, wokół roiło się od koczującej hołoty i szabrowników. Powoli jednak wszystko normowało się. Napływali kolejni przesiedleńcy: z Polski Centralnej, z Kielecczyzny. Ludzie zaczynali pracować. Grzegorz Fedorec, mając wykształcenie leśnika wysokogórskiego, zgłosił się do pracy w Nadleśnictwie Trzebnica, dostając przydział do Zawoni.

Niebagatelny wpływ na mentalność mieszkańców miał ksiądz dziekan Wawrzyniec Bochenek, który od sierpnia zamieszkiwał Trzebnicę. Krzepiącymi i wzmacniającymi wiarę słowy zachęcał do „bratania się” z tą ziemią, mówiąc, że „winni się do niej przywiązać, bowiem jest to już ich ziemia, ich dom”. Swą posługą dodawał sił i otuchy, budował trwały, stabilny i wspaniały pomost pomiędzy ludźmi przybyłymi z różnych stron Polski. Organizował spotkania, podczas których integrował społeczność, Bazylika była więc miejscem spajającym tę trzebnicką różnorodność. W ich pamięci zachował się obraz, jak ksiądz dziekan uczy wspólnego, jednolitego śpiewania kolęd i przechadzając się wzdłuż naw kościelnych, z lubością delektuje się rozbrzmiewającym chóralnie „Podnieś rączkę, Boże Dziecię, błogosław OJCZYZNĘ MIŁĄ…”.

Autorka: Anna Jełłaczyc (praprawnuczka Katarzyny Kasiak, prawnuczka Marii i Grzegorza Fedorców, wnuczka Anny Chmielewskiej – z domu Fedorec)

Wspomnienia spisałam w 2012 roku, na podstawie opowieści Babci, Anny Chmielewskiej. Zdążyłam w porę, albowiem zmarła Ona w roku 2014. Brakuje mi Jej. Brakuje mi Jej dobra, ciepła i opowieści…

Pielęgnujmy pamięć o Pionierach, szanujmy historię, kochajmy nasze miasto tu i teraz, wspólnie budujmy przyszłość.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s