O wróblu Karolu i trudnych rozstaniach


DSCF6496

Wczoraj padał deszcz, dzisiaj kwitną więc bajki. Jak choćby ta o skrzydlatym przyjacielu, Karolu. Od stóp do skrzydeł na faktach.

– Karolu, coś ty porabiał cały boży dzionek? Gdzieś się podziewał?
– Nie uwierzysz mamusiu, jak ci opowiem. Zerwał się porywisty wiatr, począł tarmosić listkami, gałązkami i strącił mnie z gniazda. Leżałem tak na grzbiecie, w samym środku kałuży, i nie mogłem się podnieść. Miałem przemoczone piórka i byłem przemarznięty do szpiku kości. Nagle usłyszałem jakieś głosy:

– Mamo, popatrz, on żyje, rusza się! Weźmy go, dobrze? Prosimy! Nie możemy go tak zostawić.

Poczułem jak ktoś podnosi mnie. Byłem wystraszony, serce łomotało mi w piersi jak oszalałe, ale po chwili uspokoiłem się. Zrobiło mi się cieplej. Nie wiedziałem gdzie idziemy, bo szczelnie mnie otulono. Przynajmniej nie było już tak chłodno, ani mokro. Przymknąłem powieki.

– Wiecie chłopcy, jest bardzo wychłodzony, nie wiem czy nie ma jakiś obrażeń, czy niczego sobie nie złamał jak wypadł z gniazda? Może nie przeżyć. Będzie wam wtedy bardzo smutno.
– Spróbujmy. Może uda się go uratować. Nazbieramy mu robaków do jedzenia. Nauczymy latać. Będziemy mieli skrzydlatego przyjaciela. Nazwiemy go Karol. Możemy?

Kiedy się obudziłem, znajdowałem się w jakimś pudełku, otulony miękkimi gałgankami, watą. Miałem zakrętkę z wodą, kilka okruszków chleba, ziarenka, dwie dżdżownice i jakiegoś ususzonego robaczka. Nie byłem jednak głodny. Było sucho, ciepło, nabrałem sił. Pomyślałem, że pewnie bardzo się o mnie martwisz, mamo, rozprostowałem więc skrzydełka i fruuuuu.

– Ojej, on umie latać! Co teraz?
 – Wiecie, musimy go wypuścić na wolność.
 – A nie mógłby z nami pozostać? Prosimy!
 – Ale jego mama na pewno za nim tęskni. Też bym tęskniła i odchodziła od zmysłów, gdybyście tak długo nie wracali do domu.
 – Chociaż jeden dzień, błagamy!
 – Uratowaliście mu życie, ale teraz pora pożegnać się…
 – To zbyt bolesne.
– Rozstania często bolą.

– Karolku, ale czy ty aby nie kłamiesz, by wywinąć się od kary?
– W życiu mamo, słowo, że tak było!
– Dobrze, kontynuuj…

Myślałem już, że pozostanę tam na zawsze. W klatce. Jak czyżyk z bajki, o którym kiedyś mi opowiadałaś, pamiętasz? Ale nie. Igor i Borys (bo tak mieli na imię chłopcy, którzy mnie wyciągnęli z zimnej kałuży) przynieśli mnie pod nasze drzewo. Otworzyli pudełeczko i wyfrunąłem, wprost w twoje ramiona.

– Uważaj na siebie, Karolu! – niosło się wśród mokrych, zielonych, tańczących na wietrze liści. I łzy mieszały się z deszczem. Ale czasem tak już bywa, że trzeba wybierać pomiędzy pragnieniem a powinnością, pomiędzy sztuką miłości a zewem wolności, pomiędzy dobrem swoim, dobrem innej jednostki, dobrem ogółu.

A nasze wybory ukazują kim naprawdę jesteśmy.

P. S. Chłopaki, to było trudne… Był kiedyś książę, który pośród wielu róż odnalazł tę jedną jedyną. Ja zaś myślę, że Karolem może być dla was każdy napotkany wróbel. Patrzcie uważnie, czy nie uśmiecha się w podzięce.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s