
Przy pewnej polnej drodze stała wiekowa lipa. Niemało przeżyła, sporo widziała. Wprawdzie – trzymana w miejscu korzeniami – nie bywała tu i ówdzie, za to wielu odpoczywało w cieniu jej rozłożystych gałęzi. Słyszała więc opowieści z rozmaitych zakątków świata, znała wiele języków oraz ich narzeczy, orientowała się w mnogości spraw i ogólnie można by o niej rzec: „mądra”. Wiek i doświadczenie czynią swoje.
Razu pewnego rzezimieszek – a przekładając to na język współczesny: po prostu chuligan – podpalił pole; dla draki – jak później przyznał. Zniweczył znój i trud ludzkich rąk, całą mozolną pracę na roli. Ucierpiała przy tym i lipa. Stała więc teraz cała osmolona, mizerna, w opłakanym stanie i w niczym nie przypominała tamtej pięknej, majestatycznej, rosochatej lipy. Wiadomo, że troski powodują, iż marniejemy jeszcze szybciej. Tak też było i z nią. Nocami chlipała, rozpaczając za utraconą urodą.
Usłyszał to kiedyś wiatr, który przysiadł nieopodal, w szczerym polu. Też już miał swoje lata, zatem zmęczył się podróżą i złapał go duszący kaszel. Chrzęściło, rzęziło i wstrząsało przydrożną kapliczką. Odgłosy zafrapowały lipę, więc poczęła rozglądać się niecierpliwie wokół. Przywołała wicher – i tak się poznali.
To była miła noc. Gawędzili upojnie, jakby całe życie tylko na siebie czekali. Nie przeszkadzało im nawet, że ciekawski księżyc nadstawia uszu, a kiedy czegoś nie rozumie, trąca ich delikatnie spadającymi gwiazdami. Nad ranem zasnęli; on wtulony w jej sczerniałe konary, ona zaś ukołysana jego miarowym chrapaniem.
Obudziły ich odgłosy biwakowania. Dwoje podróżników konsumowało konserwy, jednocześnie prowadząc zajmującą dysputę o czymś niesłychanie ważnym. Byli obcokrajowcami, posługiwali się jakąś rzadko spotykaną gwarą, jednakże ani dla starego wiatru, który był przecież obieżyświatem, ani dla lipy, która niejednego wagabundę gościła w swym cieniu – nie było w tym nic niezwykłego. Kiedy już posilili się, odpoczęli i ustalili szczegóły najbliższej trasy, rzekli:
– Ta lipa wiele przeżyła, a ktoś tak nierozsądnie ją okaleczył. Jednak nawet w obliczu tak wielkiej krzywdy nie straciła wiary w człowieka, bowiem wciąż użycza mu tego, co w niej najwartościowsze. Jej cień, w tak niemożliwie skwarny dzień, jest zaprawdę bezcenny.
– A ten wiatr pośród jej suchych gałęzi… Słychać, że stary już i schorowany, pewnie na emeryturze, a jednak wciąż tyle ma do opowiedzenia. Zaraz, zaraz, czy to nie on prowadził nas poprzez stepy i pustynie, wiele lat temu? Poznaję tę iskrę w głosie, tę swadę, tego nie traci się z wiekiem, wręcz przeciwnie… Oby znalazł swoją przystań i przeżył tam w spokoju jeszcze wiele pogodnych chwil.
Następnie pozbierali po sobie śmieci i ruszyli w dalszą drogę.
Lipa i wiatr jakby – wraz z tymi krzepiącymi słowy – dostali drugie życie. Nie opłakiwali już utraconej urody, ani zdrowia. Skupili się na tym, co ciągle w nich pozostawało. Ona dawała ludziom najbardziej orzeźwiający cień, jaki tylko zdołała z siebie wykrzesać, on zaś snuł niesamowite bajania. Słuchała ich lipa, przydrożna kapliczka, kłosy nowych zbóż i wszyscy ci, którzy znają mowę wiatru (a wierzcie mi, takich jest niemało). Młode wicherki podawały te opowieści dalej, więc niosły się po całym, szerokim świecie. Oboje – na nowo – poczuli się spełnieni.
Owszem, zdarzało się, że przeszedł tędy ignorant jeden z drugim, który burknął, że wyciąć by to paskudne drzewo czy uciszyć ten rzężący, chrapliwy wiatr – ale oni wtedy tylko pobłażliwie uśmiechali się pod nosem. Wszak każdy ma jakąś swą opowieść, nawet abderyta, prawda? Niekoniecznie należy brać sobie je do serca.
Wyłuskujmy za to ukryte głęboko szczerozłote prawdy. I nie wątpmy w siebie zbyt prędko, czasem wystarczy jedynie spojrzeć z innej perspektywy. Dobry powód do dalszego działania zawsze się znajdzie! Każdy posiada w sobie coś, czym warto dzielić się z innymi…
Aha, zapomniałabym ; co najważniejsze – drzewo i powiew pozostali już nierozłączni. Pośród życzliwości i szczerej przyjaźni łatwiej być sobą i zaakceptować drobne niedoskonałości.
Dnia akceptacji siebie Wam życzę!
Bajka została przedrukowana w Nowej Gazecie Trzebnickiej;
http://nowagazeta.pl/2013/08/ps-10674-o-starej-lipie-i-schorowanym-wietrze/